Jam Session w V LO

W zimowy czwartkowy wieczór, 5 stycznia 2017, w auli V LO, zebrali się wszyscy wielbiciele spontanicznego grania. Bo choć Jam Session kryje w swej definicji muzyczną improwizację, nie znaczy to, że trzeba się do niej ograniczać. Maria Banach z klasy I e, pomysłodawczyni i współorganizatorka eventu, który przyciągnął liczną widownię nie tylko z macierzystej szkoły, zgodziła się odsłonić kulisy wydarzenia.

_img2537

DB: Ostatnio w Piątce sporo się dzieje… Rewelacyjne otrzęsiny klas I, eventy pedagoga Krzysztofa Rześniowieckiego, 90-lecie Oświaty Oliwskiej przygotowane przez naszą szkołę (z niepowtarzalnym pokazem mody lat 20 i 30), świąteczny Mannequin Challenge inicjowany przez TV LO. Ruszyła też Odyseja Umysłu. We wszystkich wymienionych wydarzeniach wzięłaś udział. Czyżbyś czuła niedosyt, skoro nakręciłaś machinę aktywności szkolnej po raz kolejny, organizując muzyczne wydarzenie w klimacie Jam Session?

MB: Każde wydarzenie w Piątce jest dla mnie przeżyciem. Daje duży zastrzyk energii i chęci do tworzenia następnych eventów. Jeśli zaplanowana impreza wychodzi zgodnie z planem, w głowie pojawia się kolejny pomysł.

Muzyka jest mi bardzo bliska, dlatego skłoniłam się do koncertu w klimacie Jam Session. Zależało mi na poznaniu i integracji środowiska muzycznego w naszej szkole i chyba się udało.

DB: Udało się, i to nad wyraz dobrze. Przypomnijmy, że 5 stycznia, w dniu wydarzenia, na dworze szalała śnieżyca, całe Trójmiasto było nieprzejezdne, a na obwodnicy unieruchomieni w wielogodzinnych korkach kierowcy umilali sobie czas, urządzając bitwy na śnieżki!

Mimo to, do V LO na godzinę 17 przybyli nie tylko Piątkowicze, ale i zaprzyjaźnieni uczniowie z innych szkół. Przypomnij, kogo gościliśmy.

MB: Pojawili się głównie uczniowie i absolwenci VLO, ale także goście z Topolówki, Technikum Łączności, II LO w Gdańsku i Zespołu Szkół Plastycznych w Gdyni.

DB: No właśnie, kameralny wieczorek nie wiadomo kiedy rozrósł się do rozmiarów sporego koncertu z całkiem pokaźną widownią. Bawiliśmy się z Wami wyśmienicie i nawet nie wszyscy zauważyli, że przestało być jazzowo, a to ten rodzaj muzyki występuje chyba w jam session najczęściej. Trzeba przyznać, że jesteście bardzo elastyczni i dopasowaliście się do potrzeby chwili. Co grano? I czy występujący wcześniej zapowiadali repertuar, czy wchodzili na scenę z utworami niespodziankami?

MB: Graliśmy przede wszystkim rock i indie rock. Set lista została ustalona na wydarzeniu V LO Jam Session na Facebooku. Jednak, nie wszystko było grane zgodnie z nią. Bardzo mnie to ucieszyło, Jam się rozkręcił.

DB: A dekoracja sali oraz gadżety, które otrzymało pierwszych czterdziestu uczestników wydarzenia? Opowiedz o tym pomyśle.

MB: Do udekorowania auli użyliśmy 90 świecących piłeczek pingpongowych – lampek, które robiłam ze znajomymi. Wystarczyły diody przymocowane do baterii, które włożyliśmy do rozciętych piłeczek. Sznury gotowych lampek zawisły nad sceną. Piłeczek użyliśmy też do zrobienia bransoletek. Otrzymało je pierwsze 40 osób, które zjawiły się na Jamie. Gdy uczestnicy poruszali się po auli, wędrowały z nimi małe białe światełka.

DB: Pingpongowe lampki były rewelacyjne. Podejrzewam, że w przyszłości wykorzystamy ten pomysł przynajmniej kilka razy. Może na kolejnych Talentach Piątki…

Chciałabym Cię też spytać o nagłośnienie. Sprzęt dostosowany do potrzeb eventu to podstawa. Trochę się tej elektroniki nazbierało i zdaje się, że większość przywoziliście specjalnie na jam session, tylko częściowo korzystając z zaplecza V LO? Kable, wzmacniacze, głośniki… jak to z nimi było? Czy długo trwa przygotowanie podobnej imprezy od strony technicznej? Oraz co na całe zamieszanie czujna pani kierownik od spraw administracyjnych i technicznych? Często do Was zaglądała?

MB: Sprzęt nagłaśniający był całkowicie spoza szkoły. Wzmacniacze do gitar przynieśli uczestnicy, natomiast mikrofony, odsłuchy i kolumny Łukasz Osiński, który nas nagłaśniał, za co mu bardzo dziękuję. Pani Irena nad nami czuwała i sprawdzała, czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Nagłośnienie jest bardzo ważne na takich eventach, przede wszystkim odsłuchy. Szkoła ich nie posiada, a ja nie wyobrażam sobie śpiewać, nie słysząc siebie, to jest bardzo ważne. Oprócz tego, że wokalista musi siebie słyszeć, musi go słyszeć także zespół, to jest niemożliwe żeby zgrać się, improwizować bez odsłuchów.

Sama niezbyt dobrze znam się na sprzęcie, dlatego Łukasz był dla mnie ogromną pomocą. O nagłośnienie nie musiałam się martwić.

DB: Mamy świadomość, że na wszystkich większych wydarzeniach muzycznych odsłuchy są niezbędne i znacznie podnoszą jakość występów, a także wypływają na komfort występujących. Na szczęście jest szkolne marzenie o odsłuchach, a to już coś… Miejmy nadzieję, że marzenie spełni się w najbliższej przyszłości, a tymczasem chciałam spytać, czym Ciebie, jako organizatorkę, jam session zaskoczył? Co się szczególnie udało? Jakie otwierają się dla Was lub dla szkoły możliwości dzięki organizacji takich spotkań? Czy warto starać się o więcej tego typu imprez w szkołach?

MB: Najbardziej zaskoczyło mnie to, że się udało. Było mi bardzo miło widzieć tyle osób w auli, bo chętnych na Jam nie brakowało od początku, wiele osób pytało, jak to będzie wyglądało, czy publiczność jest zaproszona. Praktycznie każdy odnalazł się w tej całej improwizacji i zamieszaniu – to było dla mnie szalenie miłe. Samo muzykowanie raczej przebiegło według moich wyobrażeń. Jednak nie sądziłam, że osoby, które znam ze szkolnych korytarzy, tak chętnie podejmą inicjatywę i będą tak swobodnie czuć się na scenie.

DB: Zaskoczyłaś mnie tą odpowiedzią. Od pierwszej chwili byłam pewna, że jam session jest skazany na sukces. Jednak trochę inaczej go sobie wyobrażałam. I nie chodzi mi o to, że za mało było improwizacji, a za dużo grania konkretnych utworów. Myślę o waszym założeniu kameralności. Tak, jak byście chcieli uniknąć dużej widowni, więc wydarzenie nie było mocno promowane. Część osób zaskakiwało pytanie, czy się wybierają. Nie bardzo wiedzieli, na co mieliby się wybrać. A potem dopytywali, doczytywali i przychodzi. Chociaż plakatów nie zauważyli. Ani newsów na stronie. Tylko wydarzenie na profilu, które można było śledzić.

Nie sądzisz, że następny taki event można by mocniej nagłośnić, żeby przyszło jeszcze więcej osób? Czy wolicie uniknąć tłumów na widowni. Nie chcecie zdublować Młodych Talentów? A może pójdziecie w jeszcze większą kameralność i schowacie się przed oczami fanów? Po czwartkowych jam session będzie to jednak trochę trudne. Zdradziliście swoje talenty i nabraliśmy wilczego apetytu na wasze kolejne występy!

MB: Wydarzenie było skierowane do konkretnych ludzi. Plakaty wisiały w szkole, ale tylko ten, kto chciał je zauważał. Nie każdemu jest znane pojęcie Jamu. Myślę, że większość osób, które przyszły, było po prostu ciekawe, co to za nowa impreza i o co w ogóle chodzi. Mam nadzieję, że choć trochę przybliżyliśmy im ideę. Chociaż nie był to prawdziwy Jam. Nie chodzi o to, że nie graliśmy jazzu (Jam nie odnosi się tylko do jazzu), tylko o to, w jaki sposób się bawiliśmy: z publicznością, na wesoło, nie zawsze wszystko wyszło perfekcyjnie, bo jesteśmy młodymi muzykami i dopiero uczymy się grać. To było V LO Jam Session, Piątkowe muzykowanie.

Jeszcze nie wiem, czy Jam wpiszę się na stałe do szkolnego terminarza. Jednak jestem pewna, że chętnych nie będzie brakować.

DB: Zatem czekamy na kolejne pomysły. Obawiam się tylko, że nasza szkolna aula może nie pomieścić zainteresowanych.

Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na Talentach Piątki!

z Marią Banach z kl. I e rozmawiała Dorota Bandzmer

zdjęcia: Dorota Bandzmer

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Dorota Bandzmer

https://biblioteka.wkl.pl/wp-content/uploads/2016/01/IMG2401-e1452627292338.jpg